Jedną z wielu* irytujących cech związanych z rozrywką dziecięcą jest… yhym “muzyka”. Melodia Old McDonald będzie mnie prześladować już na zawsze. Ihahaaa i muuuuu i beeeee. Plastikowe gitary i keyboardy. Trąbiące samochodziki i gwiżdżące ciuchcie.
“Młody” usnął… wychodzę po cichutku z pokoju i (#$^%&$%##…)!! “Wdepłam” w troskliwego misia! Miś raźnie podśpiewuje, brzuszkietka (kto oglądał ten wie) mruga, a „Młody” szczerzy dwa zęby.
Muzyczka towarzysząca zakątkom internetu zrobionym pod “babies”, “kids” i “toddlers” to kolejne utrapienie. On-line puzzle, kolorowanki… a w tle… gummi miś!
Jak żyć? Są dwa mozliwe scenariusze: albo Młody zepsuje mój gust albo ja zacznę kształtować gust Młodego.
Aby się uchronić przed degrengoladą:
Po pierwsze – zaklejam taśmą wszelkie otwory z których wydobywają się dźwięki. To zazwyczaj mocno ogranicza ilość decybeli.
Po drugie – sprytnie pozbywam się upier.. zabawek. Coś się zepsuje (usunęłam baterie), coś wpadło do wanny…
Co bardziej asertywni rodzice uprzedzają ciocie i babcie, że tego typu badziewie będzie ocenzurowane i bezlitośnie odrzucone. U mnie niestety kiepsko z asertywnością.
Aby zbawić młodego…
Podsuwam mu:
patatap.com
Skaczemy sobie po literkach klawiatury. Klik klik…
I rodzi się… coś naprawdę pięknego i nastrojowego. Na patatap nie da się „fałszować”. Dźwięki są taaaakie przyjemne dla ucha. Relaxxxx. Ambience. Spacja przenosi nas w coraz to nowe klimaty.
Coś dla ucha i coś dla oka
Młody nie tylko fajnie akompaniuje! Na ekranie monitora pojawiają się wysmakowane i dopasowane do dźwięków i nastroju animowane grafiki. Bajka!
* oj wielu, wielu – cdn